Dojechaliśmy do Braszowa z przesiadką w Bukareszcie, zjedliśmy malutkie śniadanko prosto z piekarni i pojechaliśmy autobusem 35 na przystanek „Aurora” z którego przesiedliśmy się do busa 17B, który zawiózł nas na camping o nazwie „Darste”, gdzie zakwaterowaliśmy się. Za dwie noce zapłaciliśmy 52 RON, więc stosunkowo niedrogo jak na to że mieliśmy kuchnię grill, restaurację, cztery domki w których były prysznice i łazienki. Camping był bardzo duży, były na nim cztery rodzaje domków sypialnych i miejsce dla namiotów. Dla bardziej wygodnych Motel „Darste”, który znajdował się na terenie campingu. Po rozłożeniu namiotów, umyliśmy się i pojechaliśmy autobusem 17B trzy przystanki dalej, a stamtąd zwykłą 17 na stare miasto w Braszowie. Doszliśmy do rynku na którym porobiliśmy zdjęcia i zjedliśmy obiad w jadłodajni „Brasovia”. Potem poszliśmy do Czarnego Kościoła, w którym niestety nie wolno było robić zdjęć, i choć po wielu próbach akcji z monastyru nadal nie zrobiliśmy żadnego zdjęcia, bo ochrona była wszędzie, a gdy ktoś używał aparatu to świeciła na niego zielonym laserem i zwracała mu uwagę. Po wyjściu z niedostępnego kościoła popędziliśmy do kolejki linowej. Akurat gdy doszliśmy odjechała ostatnia tura. Więc zasmuceni tym faktem, usiedliśmy w kawiarence znajdującej się obok kolejki, aby napić się czegoś zimnego. Niestety ta kawiarnia (jak większość w Braszowie) była droga, a jej wystrój raził na kilometr. Tak więc szybko wypiliśmy i uciekliśmy stamtąd. Po zejściu z tej jakże dużej góry, poszliśmy zrobić zakupy, a potem pojechaliśmy do domu, gdzie popisaliśmy trochę bloga, zjedliśmy pyszną kolację przyrządzoną przez mojego tatę i poszliśmy spać.