Dojechaliśmy do Mangalii o 10:30, zrobiliśmy zakupy, bo tata się dowiedział że w Vama Veche jest o wiele drożej. Chcieliśmy pojechać autobusem, ale pan taksówkarz do nas podszedł i powiedział że za 5 lei (czyli tyle co zaoferował autobus) zawiezie nas do Vama Veche, my odmówiliśmy, ale po namyśleniu zdecydowaliśmy że taksówką będzie wygodniej. Z nami jechała pewna pani, która powiedziała nam że w Vama Veche są dwa campingi, a facet, który także wybrał opcję taxi, podsłuchał naszą rozmowę i wciął się z informacją że dane campingi kosztują 7 lei za noc, ja z tatą całkiem się ucieszyliśmy, bo byłby to nasz najtańszy nocleg, nie licząc tych w pociągach. Na miejscu zaczęliśmy poszukiwania obiecanych campingów. Na szczęście nie zajęło nam to dużo czasu, usiedliśmy w kawiarni, a ja pobiegłem ich poszukać, po jakiś 100 przebiegniętych metrach ujrzałem pole namiotowe znajdujące się w dużej odległości, ale zauważyłem że ludzie rozbijają się także na plaży, więc po powrocie powiedziałem tacie jaki jest wybór i stwierdziliśmy że fajniej będzie na plaży. Tak więc plecaki na plecy i na plażę. Niestety gdy doszliśmy zorientowaliśmy się że zgubiliśmy szpilki do namiotu, tak zwane śledzie. Na szczęście mam tatę, który poszedł żeby znaleźć jakieś patyki zastępujące szpilki i po około piętnastu minutach wrócił ze szpilkami, które pożyczył od pana w sklepie z artykułami plażowymi. Gdy tata wbijał śledzie w ziemię, akurat obok przechodził miejscowy menel wyglądający troszeczkę jak hipis ( według mnie). Zaczepił mojego tatę i wydukał coś w swoim języku, a tata na to że nie rozumie co on mówi, więc spytał się taty czy mówi po angielsku, a tata mu powiedział że tak, więc zaczęli rozmawiać ze sobą, a ten hipis zaproponował tacie że pokaże mu system w którym nie będą potrzebne szpilki, tata chętnie przystał na tą propozycję. I wtedy nieznajomy kazał mi pójść napełnić butelkę wodą, ja pomyślałem „O co mu chodzi?”, ale zrobiłem co kazał, potem zaczął nasypywać do czterech butelek z wodą piasku i przywiązywać te butelki sznurkiem do namiotu, następnie zasypał butelki i powiedział że teraz na pewno namiot nam nie odleci, my podziękowaliśmy, tata wręczył mu w nagrodę zimne piwo i poszedł. Nadszedł czas na kąpiel niestety jeszcze zanim weszliśmy znany nam hipis wrócił i poprosił o 2 RON, tata mu dał, żeby wreszcie się odczepił. Przed kąpielą usiedliśmy w indyjsko-podobnej restauracji, wszystko na leżąco, WI-FI, podłączenia do prądu zimne napoje, a wszystko to na tarasie więc wieje też wiatr. Sącząc chłodną wodę i piwo patrzyliśmy jak piękne jest to miejsce i rozmawialiśmy o tym że dobrze że wybraliśmy akurat Vama Veche. Wreszcie ja powiedziałem że źle mi się patrzy na tak fajne morze i że chciałbym nacieszyć nie tylko wzrok, ale też ciało, pływając w tym morzu. Wszedłem do super ciepłego morza i skakałem przez fale, tata tego dnia nie chciał ze mną pływać więc został w kawiarni. W dzień jest ratownik, ale to było około 17-18, a wtedy już go nie było. Dzięki temu że było dużo ludzi było małe zagrożenie że coś mi się stanie, ale i tak byłem ostrożny. Wychodziłem dosyć daleko od brzegu, bo tam są największe fale, a wcale nie jest tak głęboko, ponieważ są momenty że jest płaskie i bardzo płytkie dno, gdzie mam wody po pas , ale są też głębokie dziury, w których jak stoję woda sięga mi do nosa. Po kąpieli przyszedłem do taty posiedzieliśmy jeszcze chwilkę i dosyć wcześnie poszliśmy spać.