Jak dla mnie, bawić się w wodzie można bez końca. Dziś tata wraz ze mną kąpał się i bawił na całego na falach i pod falami czarnomorskiej wody. Chlapaliśmy się bez umiaru, a fale były takie duże że nawet tatę czasami wyrzucało na brzeg. Na szczęście przynajmniej jeden z nas ma umiar i wyciągnął mnie z wody, bo inaczej mógłbym tam zostać nawet cały dzień. Po wodnych harcach przeszliśmy się wolnym tempem spacerowym po wybrzeżu i poznaliśmy przy okazji miejsce w którym mieszkamy. Wtedy głód z naszych brzuszków dawał o sobie znać, więc poszliśmy do miejscowej jadłodajni, zwanej przez mojego tatę garkuchnią, bo są w niej duże gary w których gotują różne dania, głównie zupy. Podchodzi się do pewnej pani (niestety jeśli chce się tam coś zjeść trzeba trochę poczekać, bo kolejka prawie zawsze jest bardzo duża), bierze się chleb, zamawia się to co się chce i nakładasz sobie sałatkę za którą wcześniej zapłaciłeś, siadasz przy stole a pan nalewa ci to co zamówiłeś. Jedzenie bardzo dobre, duże porcje, a ceny normalne. Po obiedzie leżakowaliśmy sobie w naszej kawiarence, a ja namówiłem tatę na kolejne wejście do wody. Fale były większe niż zwykle, było super. Tatuś porobił mi trochę zdjęć jak się pluskam i jak fale wyrzucają mnie na brzeg. Zabawa świetna, a emocje
niezapomniane, choć odpoczynek po takiej zabawie także jest fajny. Dziś dużo się nie działo, ale i tak byliśmy zmęczeni, chociaż wcale nie poszliśmy wcześnie spać, bo około 23, a może nawet później.