Obudziliśmy się około 9:00, poszliśmy na spacer w stronę Mangalii, a wracając zajrzeliśmy do knajpki rybnej i zdecydowaliśmy że tam właśnie zjemy obiad. Pokąpaliśmy się chwilę, niestety przy słabych falach, ale i tak był ubaw. Zjedliśmy obiad w tej knajpce. Wyglądało to zachęcająco, pan smażył ryby na ogromnym piecyku z ogromnym kominem, a drugi pan przynosił mu świeżo złowione ryby, które z morza wyłowili rybacy, a potem łodzią przywieźli im do restauracji, były też kuszące smażone bakłażany i pomidory, je także zamówiliśmy ale nie zjedliśmy. Ja zamówiłem Rapanę, bo myślałem że jest to jakiś gatunek ryby a były to ośmiorniczki. Do tego zamówiliśmy ostry sosik, bochen chleba, warzywa grilowane (bakłażan, pomidor) i rybę dla taty, która zapomniałem jak się nazywała. Z tego dostaliśmy wszystko oprócz warzyw o które prosiliśmy 2 razy jedną panią, 2 razy drugą, panowie prosili 2 razy pana, który ich obsługiwał, bo dowiedzieli się że nie dostaliśmy tego co zamówiliśmy i nic. Nic do nich nie dotarło, czekaliśmy około godziny, ale i tak nic. Więc tata się zdenerwował poszedł do pani i powiedział że nie będzie dłużej czekać bo najzwyczajniej nas olali. Pani tak samo nic poszła rozdawać rachunki do stolików, a nam naszego nie dała, tata powiedział „Last Minute” i wtedy pani się przestraszyła i powiedział coś do drugiej, a tamta powiedziała że 20 RON, my zapłaciliśmy i poszliśmy. Idąc stwierdziliśmy że to są za przeproszeniem idioci, mają tam około 20 kelnerów, 20 kucharzy i nie ogarniają tam niczego. Nasz rachunek to było 51 RON, a nie 20, ale pani się pomyliła i tyle kazała nam zapłacić. Tak naprawdę według mnie to właśnie tyle im się należało, bo porcje malutkie, a obsługa kompletnie nie ogarnięta. Szczerze nie polecam. Potem poszliśmy „dojeść” się stinkami, czyli małymi szprotami, bo w ogóle się nie najedliśmy. Kupiliśmy arbuza i zjedliśmy go w kawiarni, był pyszny i słodziutki. Następnie przeszliśmy się jeszcze kawałek i pogadaliśmy. Gdy wróciliśmy do namiotu zrobiliśmy kolację, położyliśmy kocyki i zjedliśmy ją nad brzegiem morza w świetle księżyca. Powysyłaliśmy SMS-y do rodziny i znajomych. Poszliśmy spać około 24:00, a ja znowu zasnąłem na dworze, tym razem na piachu, a nie na trawie.