Geoblog.pl    franek2002    Podróże    Rumunia 2013    W drodze do Murighol (przez Babadag)
Zwiń mapę
2013
23
sie

W drodze do Murighol (przez Babadag)

 
Rumunia
Rumunia, Murighiol
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1246 km
 
Następnym przystankiem w naszej back-packerskiej wyprawie jest Delta Dunaju. Wstaliśmy, zjedliśmy szybkie śniadanie w Pura Vida i pobiegliśmy łapać stopa. Niestety o tej godzinie jeździło mało samochodów, więc i chętnych do zabrania nas było niewiele. W tej sytuacji tata zachował się jakby był kazimierską cyganką, która przewiduje przyszłość, bo pobiegł z plecakami na przystanek i akurat przyjechał autobus, którym pojechaliśmy do Mangalii, gdzie gotowy do odjazdu był bus do Konstancy, ale my się sprawnie zwinęliśmy i dzięki temu zdążyliśmy. Konstanca to miasto liczące 302 tysiące mieszkańców i jest nam zupełnie obce, ale i tam potrafimy się odnaleźć. Wsiedliśmy w busa 43C, który zawiózł nas na stację „Autogara Nord”, skąd mieliśmy odjechać autobusem do Tulczy, ale zmieniliśmy zdanie i pojechaliśmy do wioski o nazwie Murighol. Tam usiedliśmy w miejscowym barze, jedynym miejscu (poza restauracją), w którym można sobie usiąść i czegoś się napić, chyba że ktoś lubi klimaty pod sklepowe, to dla niego idealnym miejscem byłaby ławeczka, przypominająca ławkę z popularnego w Polsce serialu „Ranczo”. Tata zrobił zakupy w miejscowym supermarkecie i poszliśmy na poszukiwanie campingu. Po drodze pytaliśmy się różnych ludzi jak dotrzeć na camping. Zwykle pokazywali prosto mówili coś po rumuńsku i odchodzili. Tak więc spytaliśmy się o to jakiejś pani, która stała przy płocie swojego domu. Pani zrobiła to samo co reszta, ale gdy kawałek przeszliśmy ja sięgnąłem po winogrono, które rosło za płotem, a tata trzasnął mnie po łapach. Pani zaczęła się drzeć na tatę że nie powinien dziecku zabraniać, a mi mówiła żebym zrywał ile chce, a do tego jeszcze poszła po siatkę, zerwała ok. kilogram winogron i dała mi je. Tata się uśmiechał i nawet zrobił mi zdjęcie z tą panią, ale widziałem że czuł się trochę zmieszany. Gdy podeszliśmy ze 100 metrów ujrzeliśmy napis „Camping Andra”, gdzie pan zaproponował nam atrakcyjną (według niego) cenę za nocowanie w wysokości 50 RON za namiot, ale mówił że jest elegancko, z prysznicami, a tata mu odpowiedział że prysznice to są na prawie każdym campingu i poszliśmy dalej. Na szczęście zobaczyliśmy kolejny napis-„Camping here”, tam zaczepiła nas pani i zaproponowała cenę 2 razy mniejszą- 22 RON za namiot, więc zostaliśmy. Bardzo fajne podwórko, świetlica w której można jeść posiłki, pięć słodkich, małych kotków, hamak, huśtawka, przed nami przyjechała tam też rodzinka trzyosobowa. Pierwsze wrażenie naprawdę fajne. Mili ludzie, fajny teren. Potem zjedliśmy obiad, który był trochę jak oferta all inslusive. Zapłaciliśmy 30 RON za dwie osoby, a mogliśmy jeść ile chcemy. Były ryby, mamałyga, pomidory, ogórki, świeżę pieczywo i pasta czosnkowa. Gdy z półmiska znikły wszystkie ryby to pani jeszcze trochę ich dołożyła. Byliśmy na maksa objedzeni, ale daliśmy radę pójść jeszcze po zakupy do miasta, potem padliśmy na łóżka i zasnęliśmy.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
franek2002
Franek Sulkiewicz
zwiedził 7% świata (14 państw)
Zasoby: 72 wpisy72 72 komentarze72 759 zdjęć759 11 plików multimedialnych11
 
Moje podróżewięcej
04.03.2016 - 04.03.2016
 
 
08.08.2013 - 26.08.2013